pi膮tek, 12 marca 2021

CZERWONY BAR - 馃嵎 9 馃嵎

    Aiden delektowa艂 si臋 czerwonym winem, poprawiaj膮c zsuwaj膮c膮 mu si臋 ko艂dr臋 z bioder. By艂 bardzo zirytowany. Ignorowa艂 kochanka wtulaj膮cego si臋 w jego bok. Nawet nie pami臋ta艂 jego imienia. Nigdy ich nie pami臋ta艂. Tylko to jedno zapad艂o mu w pami臋膰, cho膰 nawet nie po艂o偶y艂 palca na dzieciaku. Nevan. Gnojek nie zadzwoni艂, a min臋艂o ju偶 tyle dni! Paj膮k z frustracj膮 od艂o偶y艂 pusty kieliszek na szafk臋. Nie tak to sobie zaplanowa艂. 

Jego telefon gwa艂townie zawibrowa艂, wi臋c wci膮偶 nie w humorze zerkn膮艂 kto ma czelno艣膰 denerwowa膰 go bardziej. Danny. Wys艂a艂 mu wiadomo艣膰. Zdj臋cie. A na nim… Nevan! W jego barze! Siedzia艂 skulony w eleganckiej koszuli, zakrywaj膮c twarz w艂osami. Ale Aidenowi i tak uda艂o si臋 zauwa偶y膰 kilka intensywnych siniak贸w. Zerkn膮艂 na drug膮 wiadomo艣膰, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem.

„Tw贸j anio艂ek tu siedzi. Szkoda tylko, 偶e co艣 jest na rzeczy bo chyba p艂aka艂, jest wsz臋dzie obity a jego w艂osy s膮 we krwi 馃”

Paj膮ka zaniepokoi艂a ta wiadomo艣膰. Chocia偶 mia艂 dzisiaj relaksowa膰 si臋 w domu, postanowi艂 ponownie odwiedzi膰 sw贸j lokal. Ale 偶eby to zrobi膰 musia艂 przep臋dzi膰 intruza. Gwa艂townym ruchem zdj膮艂 z niego puchaty koc, a chuda, z艂otow艂osa wa偶ka spad艂a z 艂贸偶ka. Ch艂opak j臋kn膮艂 z b贸lu, prychaj膮c na Aidena gniewnie.

– Wypad! – burkn膮艂 paj膮k, wsuwaj膮c ju偶 na siebie spodnie. Nawet na tamtego nie spojrza艂. Nie by艂 nikim ciekawym. I by艂 s艂aby w 艂贸偶ku. Dlatego te偶 krzy偶ak niezbyt si臋 przej膮艂 wyzwiskami pod swoim adresem, bo skoro niechciany obiekt wyszed艂 (z hukiem, ale wyszed艂!), to m贸g艂 i艣膰 przebada膰 sytuacj臋. 

Nie do ko艅ca rozumia艂, czemu tak bardzo zmartwi艂 go ten zwyczajny, aspo艂eczny karakan. Gdy o nim my艣la艂 czu艂 dziwne ciep艂o w 艣rodku, a niewinno艣膰 dzieciaka tylko go rozbawia艂a. No tak, Nevan by艂 niezwykle szczery w swoich reakcjach, co zdarza艂o si臋 ju偶 dosy膰 rzadko u os贸b. Mo偶e to w艂a艣nie to by艂o w nim takie przyci膮gaj膮ce?

Pokr臋ci艂 g艂ow膮, gdy zdenerwowa艂y go jego w艂asne my艣li. To niemo偶liwe. Dla niego nie istnia艂o takie co艣 jak mi艂o艣膰 i nigdy istnie膰 nie b臋dzie. A gdzie tu mo偶na m贸wi膰 o mi艂o艣ci, gdy dzieciaka widzia艂 raz w 偶yciu? Nawet si臋 nie zauroczy艂. Po prostu mia艂 ochot臋 ugo艣ci膰 Nevana w swoim 艂贸偶ku. Tylko tyle.

Poddenerwowany zarzuci艂 na siebie 艣nie偶nobia艂膮 bokserk臋 i si臋gn膮艂 po ciemnoszar膮 narzut臋. Przeczesa艂 d艂oni膮 kruczoczarne w艂osy, burcz膮c przekle艅stwa pod nosem. Gdy wychodzi艂 przyjrza艂 si臋 jeszcze swojemu odbiciu w lustrze. Zmarszczy艂 brwi, a spojrzenie ciemnoczekoladowych oczu zlustrowa艂o go ca艂ego.

Pomimo wieku dwudziestu sze艣ciu lat, Aiden wygl膮da艂 na o wiele m艂odszego ch艂opaka. Dzi臋ki swojej delikatnej budowie (cho膰 mimo wszystko mia艂 w sobie r贸wnie偶 co艣 m臋skiego), uchodzi艂 za pocz膮tkuj膮cego licealist臋, ewentualnie maturzyst臋. Cz臋sto te偶 k艂ama艂 co do swoich lat, bo nie widzia艂 potrzeby podawania prawdziwego wieku swoim i tak jednorazowym przygodom. Zazwyczaj traktowa艂 ich jak zwyk艂e rzeczy do zaspokojenia 偶膮dzy, jednak nikt nie mia艂 prawa go ocenia膰. Bo skoro sami go zapraszali i pakowali mu si臋 do 艂贸偶ka, to czy r贸wnie偶 oni go nie wykorzystywali?

Prychn膮艂, gdy jego my艣li zn贸w pow臋drowa艂y do pot艂uczonego dzieciaka. Nevan by艂… z pozoru zdecydowanie zbyt delikatn膮 osob膮, a nawet kto艣 taki jak paj膮k mia艂 sumienie. Pomy艣la艂, 偶e po prostu znajdzie sobie kochanka o podobnej aparycji, skoro i tak gustowa艂 w tych z uroczym wygl膮dem. Wed艂ug niego karakan by艂 bardzo, bardzo uroczy… ale jednocze艣nie zbyt naiwny, co za tym idzie 艂atwy do wykorzystania. A Aiden zdecydowanie nie chcia艂 mie膰 na sumieniu jednej, bardzo zranionej duszyczki. 

Krzy偶ak nie mieszka艂 daleko od Czerwonego Baru. By艂o to zaledwie pi臋tna艣cie minut drogi piechot膮. Tym razem nawet nie pr贸bowa艂 za艂agodzi膰 nerw贸w, jakie spowodowa艂o jego pojawienie si臋. Niekt贸rzy byli podekscytowani, inni zdziwieni, a jedna z os贸b wlepia艂a w niego oczy z przera偶eniem. A raczej oko. Tak, to by艂 ten s艂odki karakan, maj膮cy brzydkiego siniaka na brodzie, pod piwnym okiem i kilka na ods艂oni臋tych nadgarstkach. Jego w艂osy w niekt贸rych miejscach by艂y pozlepiane krwi膮, wi臋c w艂a艣ciciel zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 co by艂o tego przyczyn膮, skoro na ciele nie by艂o wida膰 偶adnych g艂臋bszych obra偶e艅. Chyba, 偶e je ukrywa艂. 

Siedz膮ca obok Nevana kobietka by艂a w trakcie zakrywania tych okropnych 艣lad贸w pudrem, jednak zatrzyma艂a si臋 w po艂owie, gdy Aiden stan膮艂 zdenerwowany w drzwiach. Czy偶by jego dziewczyna? Tym bardziej odechcia艂o mu si臋 k艂a艣膰 na nim swoje zboczone d艂onie. Odpu艣ci艂 sobie, jeden kochanek mniej wcale nie zrobi mu r贸偶nicy.

Aiden wszed艂 za lad臋, kieruj膮c si臋 na zaplecze, a osoby wznowi艂y swoj膮 zabaw臋. Brunet poci膮gn膮艂 Danny'ego za sob膮, by porozmawia膰 z nim dyskretnie w cztery oczy.

– Dan, do cholery, kto go tu wpu艣ci艂? – sykn膮艂, 偶ywo gestykuluj膮c.

B艂臋kitny motyl nie przej膮艂 si臋 jego kiepskim humorem. Raczej wydawa艂 si臋 by膰 zaskoczony, mo偶e odrobin臋 z艂y na jego postaw臋. Przecie偶 sam chcia艂 go poderwa膰, Dan nawet je艣li bardzo wsp贸艂czu艂 biednemu karakanowi, to mimo wszystko poinformowa艂 przyjaciela o jego pojawieniu si臋 tutaj. A ten wpad艂 z艂y! Je艣li by艂 w trakcie… to m贸g艂 po prostu nie odbiera膰 esemesa! To Dan zmarnowa艂 sw贸j czas na przerwie! 

– O co ci chodzi? Masz pieprzon膮 dwubiegunowo艣膰? –  R贸wnie偶 sykn膮艂, tupi膮c nerwowo nog膮. – Najpierw si臋 cieszysz, 偶e m艂ody tu siedzi i si臋 nim zachwycasz, a teraz nagle jeste艣 na mnie z艂y, bo z w艂asnej woli sam tu przyszed艂? 

– Zmieni艂em zdanie. – Aiden westchn膮艂, nerwowo oblizuj膮c doln膮 warg臋. – Nie chc臋 tego dzieciaka zdemoralizowa膰. Zreszt膮, nie jest on pe艂noletni, nie powinien zosta膰 tu wpuszczony.

– Mo偶e ma fa艂szywy dow贸d? – Zastanowi艂 si臋 przez chwil臋 motyl, po czym pokr臋ci艂 g艂ow膮 rozbawiony. – Chwila, a od kiedy ty zmieniasz zdanie w kwestii doboru jednorazowych partner贸w, hm? Jako艣 ostatnio nie mia艂e艣 skrupu艂贸w by przelecie膰 tego szesnastolatka. I raczej ci si臋 podoba艂o, co?

– To co innego! – Podni贸s艂 g艂os, krzy偶uj膮c r臋ce na klatce piersiowej. – Skoro jest pobity, to musi mie膰 z kim艣 jakie艣 spiny. A ja nie chc臋 tutaj problem贸w. Nie w tym barze!

– My艣lisz, 偶e taka osoba jak on mia艂aby z kim艣 na pie艅ku? Jak dla mnie te siniaki to nie jest co艣 co powinni艣my zignorowa膰. Zw艂aszcza, 偶e to jeszcze dzieciak.

Aiden machn膮艂 lekcewa偶膮co r臋k膮, kieruj膮c si臋 do wyj艣cia z zaplecza. M贸g艂 tu nie przychodzi膰. Tylko zmarnowa艂 sw贸j cenny czas, a Dan zdenerwowa艂 go bardziej.

– To nie moja sprawa.

Wyszed艂, zostawiaj膮c motyla samego. Daniel uni贸s艂 jedn膮 brew, a jego twarz skrzywi艂a si臋 w grymasie niezadowolenia. Typowy Aiden. Udawa艂, 偶e nic i nikt na 艣wiecie go nie obchodzi, bo przecie偶 widzia艂 tylko siebie i swoje potrzeby. Cho膰 czasem ukazywa艂 swoje serce w stosunku do Danny'ego, dzia艂o si臋 to tak rzadko, 偶e b艂臋kitny zastanawia艂 si臋, czy paj膮k nie ma w swoich emocjach jednej, wielkiej znieczulicy.

– Jeste艣 takim debilem, Aiden – mrukn膮艂 pod nosem. – A偶 mi ciebie czasem szkoda.

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz