Nevan p臋dzi艂 przera偶ony, przytrzymuj膮c swojego ca艂kowicie pijanego brata, jednocze艣nie stara艂 si臋 nie upa艣膰 na ziemi臋. W g艂owie powtarza艂 sobie w k贸艂ko, jak wielkie b臋dzie mia艂 problemy. Oczami wyobra藕ni widzia艂 ju偶, jak jego ojciec stoi w drzwiach, tak bardzo czerwony na twarzy, 偶e o ma艂o co nie wybucha. Ch艂opak wzdrygn膮艂 si臋, dr偶膮c ze strachu. Nigdy wi臋cej si臋 na to nie zgodzi!
By艂o ju偶 dawno po trzeciej, co za tym idzie, rodzice zd膮偶yli wr贸ci膰 do domu. Jego brat niezbyt si臋 tym przejmowa艂, sp臋dzi艂 przyjemny czas z kumplami, a nawet uda艂o mu si臋 wyci膮gn膮膰 numer od ca艂kiem atrakcyjnej rusa艂ki! Niestety Nevan widzia艂 to zupe艂nie inaczej. Jego rodzice – osoby fanatycznie religijne i rasistowskie, nie zdzier偶yliby, gdyby przyprowadzi艂 kogo艣 innego gatunku. Ju偶 nie m贸wi膮c o zabawianiu si臋 przed 艣lubem! Surowy ojciec Nevana z pewno艣ci膮 nie tolerowa艂by takiego zachowania. Dlatego ch艂opak tak bardzo si臋 ba艂. I nie lubi艂 spoufala膰 si臋 z kim艣 innym… zw艂aszcza niebezpiecznym.
Otworzy艂 drzwi najciszej jak tylko potrafi艂, po czym uda艂 si臋 po ciemku wprost do sypialni swojego brata. Po艂o偶y艂 go na 艂贸偶ku, starannie przykrywaj膮c, tak by nie by艂o mu zimno. Mimo wszystko troszczy艂 si臋 o starszego. Cho膰 czasem ten by艂 w stosunku do niego niemi艂y, potrafi艂 stan膮膰 w jego obronie.
Gdy upora艂 si臋 z problemem, liczy艂 na szybki zwrot do w艂asnego pokoju. Jednak pr贸buj膮c wej艣膰 do 艣rodka poczu艂 op贸r, a jego cia艂o obla艂y zimne poty. 艢wiat艂a w przedpokoju zapali艂y si臋, a Nevan stan膮艂 twarz膮 w twarz prosto ze swoim ojcem. W艣ciek艂ym ojcem. By艂 ca艂y czerwony na twarzy, a ogromne d艂onie zaciska艂 w pi臋艣ci. Jego matka sta艂a z ty艂u, przypatruj膮c si臋 tylko synowi z dezaprobat膮. Na g艂owie mia艂a wa艂ki – kt贸re na nast臋pny dzie艅 mia艂y stworzy膰 z jej w艂os贸w idealne loki – a cia艂o zakrywa艂a r贸偶owym szlafrokiem. W nocy w tym domu zawsze bywa艂o bardzo zimno. Jedynie latem mo偶na by艂o spa膰 bez obaw, 偶e si臋 zamarznie. Mimo to ojciec Nevana potrafi艂 sta膰 w tej chwili na korytarzu, odziany jedynie w sam膮 bielizn臋 i zwyk艂膮, bia艂膮 podkoszulk臋.
– Gdzie艣 ty by艂?! – rykn膮艂 oburzony, uderzaj膮c pi臋艣ci膮 w 艣cian臋. Nie mia艂 zamiaru tolerowa膰 braku pos艂usze艅stwa w艂asnego syna.
Nevan uporczywie wpatrywa艂 si臋 w pod艂og臋, nie odwa偶aj膮c si臋 nawet na nich spojrze膰. Spi膮艂 si臋 jak struna, nie m贸g艂 nawet w spokoju prze艂kn膮膰 艣liny. Jego ojciec zawsze wzbudza艂 w nim l臋k. Od kiedy by艂 dzieckiem. Dlatego ch艂opak si臋 nie odezwa艂. Natomiast odezwa艂a si臋 jego matka.
– Och… mam nadziej臋, 偶e nigdy nie b臋dziesz jak Harry, Nevan… Id藕 teraz odm贸w r贸偶aniec, a Pan wybaczy ci wszystkie grzechy… – szepn臋艂a wystraszona, ponaglaj膮c go r臋k膮.
Nevan naburmuszy艂 si臋, cho膰 nie da艂 tego po sobie pozna膰. Szybko uda艂 si臋 na g贸rne pi臋tro, jednak wcale nie zamierza艂 odmawia膰 durnych modlitw. Religia rodzic贸w go nie obchodzi艂a, nie przywi膮zywa艂 do niej wi臋kszej wagi. Szanowa艂 chrze艣cijan i katolik贸w, ale nie chcia艂 by na si艂臋 wpajali mu swoje warto艣ci. By doda膰 sobie si艂, powtarza艂 tylko, 偶e jeszcze rok i b臋dzie mia艂 z g艂owy te cierpienia. Wsz臋dzie wisz膮ce krzy偶e wprawia艂y go w nieprzyjemne uczucie, dlatego cieszy艂 si臋 z tego, 偶e w pokoju nie ma ani jednego. Jego dziewi臋tnastoletni brat dorobi艂 mu p贸艂 roku temu zamek do drzwi, przez co dzi臋kowa艂 mu w tej chwili z ca艂ego serca w duchu. Zamkn膮艂 si臋 na klucz i w艂膮czy艂 na chwil臋 g贸rne 艣wiat艂o, by m贸c si臋 przebra膰. W jego zwyczajnym, nastoletnim pokoju panowa艂 teraz porz膮dek.
艢ciany o kolorze mlecznej czekolady, gdzieniegdzie troch臋 porysowane, komponowa艂y si臋 z jasno br膮zowymi panelami. W rogu sta艂 rega艂 z ksi膮偶kami, a obok niego niewielkie biurko na kt贸rym le偶a艂a otwarta ksi膮偶ka od chemii, troch臋 sezamowych ciasteczek na talerzu i niedopita kawa. Opr贸cz tego sta艂o na nim kilka pami膮tkowych figurek, kt贸re ch艂opak zakupi艂 na szkolnych wycieczkach, dwa rodzinne zdj臋cia z wakacji, oprawione w d臋bowe ramki oraz kubek z kredkami, d艂ugopisami i o艂贸wkami. 艁贸偶ko Nevana r贸wnie偶 mia艂o drewnian膮 obudow臋, a granatowa po艣ciel le偶a艂a na nim idealne za艣cielona.
Ch艂opak westchn膮艂 g艂o艣no. Klas贸wka z chemii. Zupe艂nie o niej zapomnia艂, a to wszystko wina Harry'ego! Zmusi艂 go do wyj艣cia, tylko po to, by samemu unikn膮膰 problem贸w. Gdyby zostawi艂 Nevana w domu, to w艂a艣nie mu by si臋 oberwa艂o i prawdopodobnie nie wr贸ci艂by sam do domu. A tak to nie do艣膰, 偶e m艂odszy brat odprowadzi艂 go bezpiecznie, to przyj膮艂 na siebie gniew ojca.
– Dzi艣 ju偶 sobie nie powt贸rz臋… – Szatyn pokr臋ci艂 z rezygnacj膮 g艂ow膮.
Odgarn膮艂 denerwuj膮ce w艂osy z czo艂a, odkrywaj膮c oko, kt贸rego tak si臋 wstydzi. Zupe艂nie r贸偶ni si臋 od tego piwnego. Jest jasne i b艂臋kitne, prawie tak jak bezchmurne, letnie niebo. Cho膰 cz臋sto s艂yszy komplementy, dotycz膮ce jego wygl膮du, on sam bardzo si臋 tego wstydzi. Jest chudy, s艂aby i w dodatku wygl膮da jak dziewczyna! Przez to w podstaw贸wce by艂 wy艣miewany, a trauma utrzyma艂a si臋 a偶 do tej chwili. Jego kole偶anki ze szko艂y cz臋sto m贸wi膮 mu, by nie przejmowa艂 si臋 takimi rzeczami. Ale Nevan to Nevan. Ka偶de wyzwisko, nawet najmniejsze, skierowane w jego stron臋 rani jego niewinne serduszko. I Nevan bardzo tego nie cierpi.
Mrukn膮艂 do siebie pod nosem i usiad艂 na mi臋kkim materacu. W艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni, a natrafiaj膮c na co艣 sztywnego odrobin臋 si臋 zdziwi艂. Zupe艂nie o tym zapomnia艂! Natychmiast wyci膮gn膮艂 z niej bia艂膮 wizyt贸wk臋 jedynie z wizerunkiem paj膮ka. Wzdrygn膮艂 si臋 odrobin臋. Odwr贸ci艂 j膮 na drug膮 stron臋, a jego twarz przybra艂a odcie艅 delikatnego r贸偶u. Z ty艂u by艂 zapisany numer w艂a艣ciciela baru z podpisem „Zadzwo艅 ♡”. Nevan schowa艂 twarz w d艂oniach, rumieni膮c si臋 intensywniej. To by艂o dla niego zbyt du偶o, jak na jedn膮 noc znajomo艣ci! A paj膮k nie do艣膰, 偶e dziwnie mu si臋 przygl膮da艂, to wcisn膮艂 mu do kieszeni kawa艂ek papieru z jego prywatnym numerem! Co mia艂 zrobi膰 w tej sytuacji ten biedny, przestraszony karakan?
– Wi臋cej tam nie przyjd臋 – szepn膮艂 do siebie, wsuwaj膮c wizyt贸wk臋 pod 艂贸偶ko. Pomimo strachu, nie mia艂 serca jej wyrzuca膰.
Wyci膮gn膮艂 spod poduszki swoj膮 pi偶am臋 i przebra艂 si臋 jak najszybciej, bo wizja jeszcze bardziej zdenerwowanego ojca wcale nie widzia艂a mu si臋 dobrze. A zdecydowanie ju偶 zbyt d艂ugo trzyma艂 zapalone 艣wiat艂o u siebie w pokoju. Szybko si臋gn膮艂 d艂oni膮, by zapali膰 ledow膮 lampk臋 nocn膮 i wsta艂, zgaszaj膮c 艣wiat艂o. Wrzuci艂 jeszcze podr臋cznik od chemii do plecaka, licz膮c na to, 偶e mo偶e w szkole uda mu si臋 jeszcze cho膰 pi臋膰 minut pouczy膰. Szybko w艣lizgn膮艂 si臋 pod ko艂dr臋, a kiedy uk艂ada艂 si臋 do snu, dzi臋kowa艂 jeszcze przez chwil臋 dyrektorowi, 偶e u艂o偶y艂 plan tak, by mia艂 na godzin臋 p贸藕niejsz膮.
Brak komentarzy:
Prze艣lij komentarz