pi膮tek, 12 marca 2021

CZERWONY BAR - 馃嵎 2 馃嵎

    W艂a艣ciciel nie by艂 zaskoczony zachowaniem imprezowicz贸w. Cz臋sto sk艂ada艂 wizyty w barze, ale za ka偶dym razem wywo艂ywa艂 identyczn膮 reakcj臋. Przyzwyczai艂 si臋 do strachu, kt贸ry wzbudza. Jednak nie zamierza艂 on utrzymywa膰 dalej tak napi臋tej atmosfery. Roz艂o偶y艂 ramiona w zach臋caj膮cym ge艣cie.

– Na co czekacie? Bawcie si臋! – krzykn膮艂.

Wszyscy, niczym za machni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki, powr贸cili do wykonywanych czynno艣ci. Gwar ponownie przybra艂 na sile, osoby na parkiecie wznowi艂y sw贸j taniec, a m臋偶czy藕ni zn贸w zacz臋li wiwatowa膰 na cze艣膰 rusa艂ki. Osoby pracuj膮ce w barze krz膮ta艂y si臋 po nim, podaj膮c zar贸wno alkohol jak i przystawki. Niebieskoskrzyd艂y motyl tylko pokr臋ci艂 z rezygnacj膮 g艂ow膮, widz膮c to nudnawe show. Wr贸ci艂 do wykonywanej czynno艣ci, a kolejne s艂owa piosenki wychodzi艂y z jego pe艂nych, malinowych ust. Paj膮k wolnym krokiem podszed艂 do baru. Usiad艂 tu偶 obok wci膮偶 trz臋s膮cego si臋 ze strachu karakana. Dzieciak z ca艂ej si艂y stara艂 si臋 go ignorowa膰, jednak uczucie gor膮cego oddechu czarnow艂osego wywo艂a艂o na jego plecach g臋si膮 sk贸rk臋.

– Nie b贸j si臋. Przecie偶 ci臋 nie zjem – za艣mia艂 si臋 w艂a艣ciciel, nie zdaj膮c sobie sprawy z dwuznaczno艣ci swoich s艂贸w.

Nevan otworzy艂 szerzej oczy, by po chwili zn贸w szczelnie je zamkn膮膰. Okry艂 dr偶膮ce cia艂o ramionami, kul膮c si臋 na w艂asnym miejscu. W艂a艣ciciel przyjrza艂 mu si臋 dok艂adniej. Nie do ko艅ca rozumia艂 zachowanie m艂odego karakana. Przecie偶 powiedzia艂 wyra藕nie, 偶e nie zrobi mu 偶adnej krzywdy. Powoli zacz膮艂 zdawa膰 sobie spraw臋 z przyczyny takiego zachowania, dlatego nie przejmuj膮c si臋 w艣cibskimi biedronkami – kt贸re gdy tylko go zauwa偶y艂y uciek艂y – przysun膮艂 si臋 bli偶ej Nevana.

– Chyba nie wierzysz w te g艂upie plotki, prawda? – wymrucza艂 wprost do jego ucha, a nastolatek odskoczy艂 przera偶ony, o ma艂o nie spadaj膮c z obrotowego siedzenia.

– J-j-ja-a…

– W Czerwonym Barze nikt nic ci nie zrobi. Gwarantuj臋 – U艣miechn膮艂 si臋 przyja藕nie, wpatruj膮c si臋 wprost w oczy niewinnego ch艂opca.

A raczej oko, bo drugie szczelnie zakrywa艂 w艂osami, co bardzo zaintrygowa艂o paj膮ka. By艂 ciekaw co te偶 m艂odzieniec ukrywa pod t膮 jasnobr膮zow膮 czupryn膮. Zlustrowa艂 go wzrokiem. Chudy, blady, niski i w dodatku strachliwy. Z t膮 swoj膮 szatynow膮 g艂ow膮. I piwnym oczkiem, bo drugie skutecznie zas艂ania. Niby nic interesuj膮cego, jednak w czarnow艂osym wzbudzi艂 dot膮d nieznane mu odczucie. Pragn膮艂 zrzuci膰 z dzieciaka p艂acht臋 niewinno艣ci, w jak najbardziej pon臋tny spos贸b. Dyskretnie obliza艂 warg臋 na sam膮 my艣l o tym. Miewa艂 ju偶 wielu kochank贸w w ka偶dej ods艂onie, dlatego zdobycie serduszka tego dzieciaczka nie b臋dzie dla niego problemem. Obawia艂 si臋 jednak, 偶e ch艂opiec nie do ko艅ca gra teraz sprawiedliwie. Jest nieletni. Wida膰 to na pierwszy rzut oka. Jednak co taki m艂odziak robi w tym miejscu? 

Motyl pstrykn膮艂 palcami tu偶 przy oczach paj膮ka, by przywr贸ci膰 go do racjonalnego my艣lenia. Zdezorientowany w艂a艣ciciel spojrza艂 na niego z wyrzutem, jednak barman nie przerazi艂 si臋 gro藕nym spojrzeniem szefa. Z艂o偶y艂 r臋ce na piersi, z dezaprobat膮 kr臋c膮c g艂ow膮.

– Aiden, przesta艅 straszy膰 innych. Tobie to nie przystoi.

K膮ciki ust bruneta podnios艂y si臋 w drobnym u艣miechu. To nie pierwszy raz, gdy jego przyjaciel zwraca mu uwag臋. W艂a艣ciwie, to robi to za ka偶dym razem, kiedy czarnow艂osy szuka znajomo艣ci na jedn膮 noc w艣r贸d klient贸w baru, nie zwracaj膮c uwagi na uczucia drugiej osoby. Dlatego motyl nie chcia艂, by m艂ody karakan sko艅czy艂 w ten spos贸b. Wyda艂 mu si臋 zbyt niedo艣wiadczony, a strach dzieciaka tylko go w tym utwierdza艂. Niebieskoskrzyd艂y cz臋sto s艂ysza艂, 偶e ma w sobie zbyt wiele empatii. Martwi si臋 o nieznane mu osoby, rozmy艣laj膮c nad ich problemami i gn臋bi膮c tym sw贸j humor. 

– Ja? Straszy膰? – Paj膮k uda艂 zdumionego. – Tylko odrobink臋 si臋… drocz臋.

– A biedny dzieciak na tym cierpi. – Motyl zmarszczy艂 brwi. 

Poda艂 w艂a艣cicielowi jego ulubionego drinka, ponownie czyszcz膮c blat. Motyl mia艂 obsesj臋 na punkcie czysto艣ci. Wsz臋dzie doszukiwa艂 si臋 brudu, cho膰 tak naprawd臋 nigdzie go ju偶 nie by艂o. Pr贸bowa艂 nawet z tym walczy膰, ale do tej pory nic nie poskutkowa艂o. Jednak jego nawyk nie wzi膮艂 si臋 sam z siebie. Nauczy艂a go tego osoba, o kt贸rej nie mia艂 ochoty my艣le膰 w pracy. W og贸le nie mia艂 ochoty o niej my艣le膰. Ale wiedzia艂, 偶e gdy wr贸ci do domu nie uniknie rozmowy. G艂o艣no westchn膮艂, co nie usz艂o uwadze jego przyjaciela, a zarazem szefa.

– W艂a艣nie, a jak tam sytuacja z-

– Prosz臋, nie rozmawiajmy o tym – Wtr膮ci艂 si臋 z dr偶膮cym g艂osem, odk艂adaj膮c 艣cierk臋 na jej miejsce. – Nie chc臋 ju偶 o tym m贸wi膰. Nigdy. To… To przesz艂o艣膰.

– Dobrze. Ale pami臋taj. Zawsze mo偶esz przyj艣膰 do mnie jak b臋dzie 藕le. – Aiden opar艂 si臋 o blat, przygl膮daj膮c si臋 innym go艣ciom baru. Jednak nie wzbudzili oni w nim wi臋kszego zainteresowania, dlatego jego wzrok ponownie spocz膮艂 na Nevanie cicho popijaj膮cym nektar.

Nie m贸g艂 si臋 oprze膰 tej delikatnej, prawie alabastrowej sk贸rze i r贸偶owym, ma艂ym usteczkom. Zwil偶y艂 wargi j臋zykiem. Nie powinien wyobra偶a膰 sobie dzieciaka w spro艣nych sytuacjach, jednak tylko to podpowiada艂 mu jego umys艂. Niepe艂noletno艣膰 m艂odego mog艂aby sprowadzi膰 na niego policj臋, co by艂o w tej chwili jego najmniejszym problemem. W艂a艣ciwie, to nawet go to nie obchodzi艂o. Dzieciak musi by膰 jego. Ma by膰 jego. Sam o to zadba.

Niebieskow艂osy motyl nie mia艂 ju偶 si艂 by przekonywa膰 go, 偶eby da艂 spok贸j karakanowi. Musia艂 pomy艣le膰 r贸wnie偶 o sobie. Jego zmiana w艂a艣nie si臋 ko艅czy艂a, a w domu czeka艂 ju偶 na niego powa偶y problem, kt贸ry musia艂 rozwi膮za膰 zupe艂nie sam. Ogarn膮艂 wszystko co mia艂 zrobi膰 i poszed艂 na ty艂y, by si臋 przebra膰. Wci膮gn膮艂 na siebie czarne, odrobin臋 obcis艂e d偶insy, niebiesk膮, stonowan膮 koszul臋 i czarn膮, sk贸rzan膮 kurtk臋. Gdy wyszed艂 kilka os贸b zagwizda艂o na jego widok, a ch艂opak przewr贸ci艂 oczami znudzony. Nie mia艂 ochoty na czyje艣 zboczone docinki, chcia艂 ju偶 mie膰 ci臋偶k膮 rozmow臋 za sob膮.

– Powodzenia, Danny. – Brunet szepn膮艂 na odchodne. – B臋dzie dobrze, zobaczysz.

– Musi by膰. W ko艅cu to ju偶 zamkni臋ty rozdzia艂 – Poprawi艂 ko艂nierzyk i dumnie opu艣ci艂 lokal. 

Jedna noc, a tyle zmieni w jego 偶yciu.

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz