– Nie jestem do końca przekonany czy to dobry pomysł… Wciąż jestem nieletni… – Przerażony Nevan spojrzał na swoich, już roześmianych, towarzyszy.
– Dzieciaku, wyluzuj. Specjalne wyrobiliśmy ci fałszywy dowód, nie zepsuj tego. – Starszy karakan pogroził mu wzrokiem.
Nevanowi bardzo nie podobał się ten pomysł. Od samego początku próbował wybłagać brata, by ten dał mu zostać w bezpiecznym domu. Jednak on miał co do niego zupełnie inne plany. Nie miał ochoty opiekować się siedemnastoletnim, nieporadnym dzieciakiem. Zamiast tego wolał zabawić się trochę z przyjaciółmi, więc zabrał go ze sobą. Wprawdzie mógł zostawić brata samego podczas nieobecności rodziców, ale ryzyko było zbyt wielkie. Młody mógł wydać go przed rodzicielami, a teraz, gdy będzie tam razem z nim, jeśli się dowiedzą, to potraktują Nevana jak współwinnego.
Wkraczali właśnie na teren Czerwonego Baru, miejsca, gdzie wszyscy są sobie równi. Nevan miał ochotę zapaść się pod ziemię, gdy jeden z jelonków rogaczy, robiący za ochroniarza sprawdzał ich dowody. Wpuścili ich, jednak wciąż wzrokiem podążali nieufnie za nowo przybyłymi. Szatyn martwił się, że jednak znają prawdę i tylko czekają na moment by móc ich wyprosić. Bar utrzymywał się w kolorach ciemnej czerwieni i czerni. Szkarłatne kanapy zostały przyozdobione miękkimi, czarnymi poduszeczkami, a parkiet ozdobiony był błyszczącą, bordową podłogą. Grupa starszych karakanów przysiadła się do pięknych, cicho chichoczących, motylic. Przestali przejmować się młodzikiem. Przestraszony chłopak czuł się tu jak w klatce. Osaczony przez biedronki, pszczoły i koniki polne, które jakimś cudem wydały mu się wtedy większe od niego samego. Usiadł przy barze, obejmując zmarznięte ramiona dłońmi.
– Czemu siedzisz tutaj sam, w dodatku taki ponury? Zabaw się! – Niebieskowłosy chłopak zaczepił go, bez pytania dosiadając się i rozprostowując skrzydła. Ważka.
– J-ja… Nie mam ochoty… – Siedemnastolatek spuścił wzrok, przypatrując się teraz skrzydłom starszego.
Przez chwilę zazdrościł mu możliwości latania. Sam jeszcze tego nie potrafił, bo choć karakany uczą się tego dopiero w okresie dojrzewania, on sam rozwijał się wolniej niż inni. Czuł się z tego powodu źle. Może właśnie dlatego miał problemy z nawiązywaniem znajomości? Spojrzał na twarz rozmówcy. Ciemnoniebieskie włosy związane miał w delikatny kucyk, a surowe, zielone oczy, spoczywały teraz na kieliszku dzierżonym przez ważkę w dłoni. Nie wyglądał już na zainteresowanego nim. Mimo wszystko Nevan ucieszył się z takiego obrotu spraw. Nie chciał zawiązywać tutaj znajomości, zwłaszcza z innym gatunkiem. Jego rodzice to staroświeckie osoby, gdyby dowiedzieli się o tym, nie skończyłoby się to dla chłopaka przyjemnie. Jego brat jest już pełnoletni, więc słowa tych owadów nie robią na nim wrażenia, ale młodszy bardzo boi się konsekwencji z powodu braku nieposłuszeństwa.
Jeszcze nigdy nie przyprowadził do domu przyjaciół. Bał się, że ojciec przepędzi ich, warcząc na niego, a matka będzie stała z boku i przypatrywała się temu z aprobatą. Bo dla nich liczy się tylko nauka oraz dyscyplina.
Szatyn wzdrygnął się na samą myśl o skutkach zlekceważenia rodziców. Nie. On nie będzie jak brat. Nie potrafi być buntowniczy i nieposłuszny. Za bardzo boi się przekroczyć granicę. To nie dla niego, cichego, spokojnego nastolatka. Zwykłej szarej myszki, bez celów, żyjącej w ciągłym strachu i lęku. Tak. To zdecydowanie bardziej do niego pasuje. Uległość. Kątem oka spojrzał na świetnie bawiącego się brata, który wraz z swoimi przyjaciółmi udał się teraz na parkiet. Głośna muzyka i wiwaty nie przeszkadzały im, sami dołączyli do okrzyków, gdy na scenę wyszła skąpo ubrana rusałka pawik. Siedemnastolatek przełknął nerwowo ślinę. A więc przyszedł czas na tego typu rozrywkę. Nevan spodziewał się tego. Dlatego w tej chwili marzył jedynie o tym, by zakopać się już w swoim łóżku i zasnąć. Źle się czuł w takim towarzystwie.
Niesforny kosmyk przydługich włosów wpadł mu do ust, a chłopak nerwowo założył go za ucho. Miał nadzieję, że nikomu nie udało się zobaczyć jego drugiego oka, podczas gdy przez tę zaledwie chwilę było widoczne dla wszystkich. Wstydził się on swojej odmienności. Dlatego zakrywał je włosami, choć nie raz drażniły go one, gdy dotykały jego twarzy. Jednak zdecydowanie wolał to uczucie od wlepionych w niego setki spojrzeń.
Barman widząc jego zakłopotanie, delikatnie szturchnął go dłonią. Nevan wyrwany z letargu natychmiast odwrócił się w jego stronę. Przez moment zastanawiał się, jakim cudem ktoś może być tak piękny jak ten motyl o błękitnych skrzydłach. Szybko skarcił siebie samego za takie myśli, odrobinę się przy tym rumieniąc. To była prawda. Mężczyzna stojący za ladą nie był po prostu przystojny. Urodą przebijał nawet rusałkę, która teraz z całych sił starała się skupić na sobie uwagę wszystkich. A radosny gwar napalonych mężczyzn chwalił jej przerośnięte ego.
– Może się czegoś napijesz, hm? – zapytał przyjaźnie, a Nevan pokręcił przecząco głową.
– Nie lubię alkoholu…
– Nikt nic nie mówił o nim. Mogę ci podać nektar bez procentów. – Motyl mrugnął do niego, tym samym pesząc szatyna ponownie, przez co młodszy zaczął przeklinać swoją nieśmiałość.
– No dobrze…
Zgodził się tylko dlatego, że tak naprawdę już od dawna był bardzo spragniony. A brat nie pozwolił mu kupić po drodze nawet zwykłej wody. Gdy poczuł w ustach smak pysznego nektaru, humor odrobinę mu się poprawił. Podziękował barmanowi, który odpowiedział mu szczerym uśmiechem i zaczął zmywać blat, nucąc cicho pod nosem z nud. Jednak zatrzymał się w połowie czynności, odrobinę mrużąc piwne oczy.
– Właściciel – mruknął do siebie, a Nevan cały zesztywniał.
Z trudem przełknął trunek, zaciskając ręce na swojej koszuli. Właścicielem jest pająk. Nawet jeśli to zwykły krzyżak ogrodowy, to wciąż, według Nevana niebezpieczny. Pająki to jego największy lęk. Rodzice zawsze opowiadali mu podkoloryzowane historie, gdzie te stworzenia pełniły funkcję tych złych i przerażających. A na końcu zawsze zjadały niewinnych. Wprawdzie opowiadali mu to tylko, by go nastraszyć, gdy był niegrzeczny, ale młody karakan wziął sobie to tak głęboko do serca, że do dziś na samo słowo „pająk”, gęsia skórka pokrywa całe jego ciało. A teraz miał się z nim spotkać! Twarzą w twarz! Dlaczego wybrał sobie akurat taki moment?
Drzwi otworzyły się, a jelonki rogacze z szacunkiem przywitały się z właścicielem. Był nim czarnowłosy mężczyzna o delikatnym wyglądzie. Ale i tak budził wśród wszystkich podziw. Swoją tajemniczą aurą zatrzymał wszystkich, nawet rusałkę, która nie wyglądała na szczególne szczęśliwą z tego powodu.
– Słyszałam, że osoba na której zawiesi wzrok, zostaje przez niego zjedzona! – szepnęła jakaś biedronka do swej przyjaciółki, jednak Nevan i tak to usłyszał. I właśnie w tej chwili wmawiał sobie, że dawno nie spocił się aż tak bardzo z nerwów.
Niestety biednego chłopaka stres nie opuścił nawet na chwilę. A gdy jego spojrzenie spotkało się z tym krzyżaka, zrobiło mu się słabo. Gdyby nie resztka jeszcze działającej świadomości, z chęcią zemdlałby na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz