– Kradzież tożsamości, co? No to niezły ten wasz Ian. – Alfa komentuje już któryś raz pod rząd, wcześniej wysłuchując większość moich nerwów i żali. Jednak myślę, że gdzieś od połowy wyłączył słuchanie, a uruchomił je od nowa dopiero, gdy zacząłem mówić konkretami.
– …Jaki nasz? – prycham. – On nie należy do mojej rodziny. Już nie.
– Masz jakiś pomysł, co podkusiło go do… no tego wszystkiego co zrobił?
– Jesteś pewien, że nie masz ochoty pójść spać? Jest już tak późno – Próbuję odwlec rozmowę, jednak Edward po kofeinie to dobry rozmówca. I z pewnością nie dający za wygraną.
– Noc jeszcze młoda.
Wypuszczam głośno powietrze z ust, układając się wygodniej na kanapie. Niech mu będzie. Dowie się więcej szczegółów z mojego starego, nudnego życia. Nie żeby coś się zmieniło. Ale jako trzynastoletni gówniarz inaczej patrzyłem na świat.
– …Domyślam się, że w przypadku mojego wujka, chodzi po prostu o osobistą zemstę. A co do ośrodka… Nie będę owijał w bawełnę. Ian to psychopata. I jest bezpłodny. A Alfy nie lubią bezpłodnych Omeg, prawda?
– Hm. – Edward nerwowo stuka palcami o kubek. – Myślę, że to nie ma znaczenia.
– Ojoj, i tu się mylisz – Wskazuję w jego stronę palcem, kontynuując moją teorię. – Nie dla mojego wujka. Nie będę go usprawiedliwiał. To dupek, delikatnie mówiąc. Złamał już dużo niewinnych serc. Ale Ian… on był jego narzeczonym, wiesz? A Max może i rozpowiadał, że rzucił go tylko ze względu na bezpłodność, ale tak naprawdę on wiedział o tym jaki jest Ian. Świrnięty. Już wtedy odzywała się w nim nutka psychopaty, hm… gadał do mnie dziwne rzeczy. Jednak to nieistotne. Pragnął zemsty i jej dokonał. A na Omegi, które mogą mieć dzieci nie mógł patrzeć, więc zaczął się ich pozbywać. Oczywiście to tylko gdybanie, ale… układa się to w sensowną całość – Wzdrygam się. – Teraz, gdy o tym myślę… tak bardzo cieszę się, że nie spędzałem z nim więcej czasu. Trochę się go wtedy bałem, zwłaszcza kiedy wpadał do rodzinnego domu.
– …Mówisz o tym tak spokojnie… to trochę niepokojące.
Zerkam na mężczyznę zdziwiony, po to by chwilę później prychnąć cichym śmiechem.
– Jestem zbyt zmęczony, by się tym przejmować. Ian wzbudzał i zawsze będzie wzbudzał we mnie niepokój. Chyba nie muszę drżeć ze strachu, wymawiając jego imię, hm? Gorzej, gdy każesz mi stanąć z nim twarzą w twarz. Wtedy nie obiecuję, że nie zemdleję ze strachu.
– …Myślę, że w tej kwestii jesteście podobni.
Wlepiam w niego wielkie oczy, uśmiechając się szeroko. Przyznam, że po nim się tego nie spodziewałem.
– No nie mów… boisz się mnie?
Edward odchrząkuje, odwzajemniając spojrzenie. Jednak on nie wygląda na rozbawionego. Czyli to jednak nie był żart…
– Chyba ja też jestem już zbyt zmęczony.
Unoszę brwi ku górze, czując dziwnego rodzaju ukłucie w środku. Przez jakiś czas nie miałem tak wielkiej ochoty by się z nim podroczyć. A skoro aktualnie jesteśmy tutaj całkiem sami… to idealna okazja.
Przysuwam się powoli bliżej mężczyzny, a gdy nasze nogi minimalnie się stykają, kładę mu dłoń na udzie. Zagryzam wargę, powoli wsuwając się na jego kolana. Dawno tu nie siedziałem. Nie spodziewałem się, że można tęsknić za tym uczuciem.
– Czy przypadkiem nie mówiłeś przed chwilą, że noc jeszcze młoda? A minutę temu trzasnąłeś sobie trzecią kawkę, więc nie udawaj – mruczę, bawiąc się jego drobnymi loczkami.
– Jesteś nieobliczalny – mówi spokojnie, delikatnie mnie obejmując. – Nigdy nie wiem czego się po tobie spodziewać. Raz oczekujesz pieszczot, a za drugim razem… cóż, już kilka razy na mnie nawrzeszczałeś. I prawie pobiłeś. I groziłeś mi patelnią w łeb. Skąd w tobie tyle siły?
– No nie mów, że wziąłeś na poważnie ten tekst z patelnią – Przewracam oczami. – Nie mam dużo siły. Gdybyś chciał, to już dawno byś mnie strzelił, nawet trzy razy mocniej. Ale pewnie Betty na spokojnie poskładałaby mnie do kupy. A jeśli nie… wtedy poproszę o namiary na dobrego chirurga.
– Ale ty jesteś niemądry – Szczypie mnie w bok, przez co gwałtownie podskakuję zaskoczony. – Nigdy nie uderzyłem Omegi. I nigdy nie zamierzam. Nawet tak humorzastej jak ty – Ciągnie mnie za policzek.
– Bierz łapę! – burczę, strzepując jego dłoń z twarzy. Zerkam na niego groźnie, dając mu do zrozumienia, że grabi sobie takim podszczypywaniem. Jednak po nim to spływa. Nie wygląda jakby się tym przejął. Lustruje mnie wzrokiem, w dodatku robi to tak bezczelnie, że zaczynam odczuwać zażenowanie.
Przyciąga mnie bliżej, wtulając twarz w moją szyję i cicho wzdycha, łaskocząc mnie przy tym oddechem.
– Ładnie pachniesz – komentuje, zaciągając się moim zapachem, przez co przechodzi mnie dreszcz podniecenia.
Łapię go za podbródek, by na mnie spojrzał, jednocześnie opierając się czołem o jego, uśmiechając się przy tym złośliwie.
– Jak myślisz, czemu?
– Nie wiem – mruczy, delikatnie wsuwając mi dłoń pod koszulkę. Czuję płynący przez moje ciało prąd, gdy mnie dotyka. – Ale może ty mi powiesz? – Owiewa moje lewe ucho gorącym oddechem. Przysięgam, że robi się czerwone jak burak. – Albo… pokażesz?
Wzdycham zdumiony, że jego głos tak bardzo potrafi działać na moje zmysły. Bo to co teraz Edward ze mną robi… czuję się cudownie. I nie ma mowy bym odpuścił taką okazję. Chociaż… jest jeden problem.
– Ej. Gdzie Betty? – Burmuszę się, bo jeśli ta diablica ma zamiar przerwać mi pieszczoty, to wolę je zakończyć zanim nakręcę się bardziej.
– Poszła… gdzieś. – wzrusza ramionami. – I niespecjalnie mnie interesuje gdzie. Mówiła, że nie wróci na noc.
– …Czekaj… Diablicy nie ma… Jesteśmy sami, tak? I mamy całą noc dla siebie?
Edward nawet nie musi mi odpowiadać. Jego przebiegły uśmiech wystarczająco przekonuje mnie w tym, że na każde pytanie i stwierdzenie odpowiedź brzmi „tak”. Nie. Ja tego tak nie zostawię.
Odsuwam się od niego kawałek, by jak najszybciej zdjąć z siebie koszulkę.
– Ivo-
– Cicho. Nie zmarnuję takiej szansy – fukam, kontynuując czynność. Jednak nie jest to takie łatwe jak na początku myślałem. Może… przesadziłem z doborem rozmiaru. I teraz nie potrafię zdjąć jej przez głowę. Ja pierdolę! – Utknąłem.
Śmiech Edwarda upokarza mnie tylko bardziej i tak naprawdę jedyne już na co mam ochotę w tej chwili to by zapaść się pod ziemię. Co za wstyd…
– Po co ten pośpiech? – Wciąż rozbawiony, pomaga mi ściągnąć górną odzież, rzucając ją gdzieś do tyłu, nie mam pojęcia gdzie, ale za cholerę mnie to teraz nie obchodzi. – Nigdzie się nie wybieram. Nie ucieknę ci.
– Ja też… Już ci nie ucieknę.
Te słowa najwyraźniej działają na Edwarda jak płachta na byka, bo obejmuje mnie mocniej, unosząc do góry. Chyba jeszcze nie doceniłem jego siły… a zdecydowanie powinienem. By pogasić wszystkie światła w pomieszczeniach, złapał mnie jak małe dziecko, przytrzymując tylko jedną ręką. Trochę mnie to przeraża. Dlatego też przylegam do niego całym ciałem i nie ma mowy bym przez najbliższe kilka godzin się od niego odkleił.
– Może jednak odrobinę zwiększ tempo. Bo jak już zdążyłeś zauważyć… – wzdycham cicho, podgryzając skórę na jego szyi – …nie jestem cierpliwy.
– Ja też nie. Więc lepiej się przygotuj.
Błysk pożądania w jego oczach przekonuje mnie w tym, że Edward mówi prawdę.
Jedno jest pewne. Dzisiejszej nocy zdecydowanie umrę.
♪♪♪
Leżę zawinięty w kokon z kołdry już od dobrych trzydziestu minut. Edward kilkukrotnie próbował wyciągnąć mnie z własnego łóżka, jednak odpuścił tuż po tym, gdy zgarnąłem całą pościel na siebie, a twarz przytuliłem do poduszki tak intensywnie, że sprawiło mi to problem z oddychaniem. Nie ma mowy, bym potrafił mu teraz spojrzeć w twarz. Na wspomnienie ostatniej nocy, moje ciało robi się gorące, zupełnie jakby pragnęło jeszcze więcej niż dostało. Ja… do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, że potrafię tak reagować na bodźce, które wywołują czyny mężczyzny. Każdy dotyk jego dłoni, czułe słówko a nawet muśnięcie ust… No nie! W dodatku… błagałem o więcej i więcej i…
– Ivo, jest już dawno po południu. Rozumiem, że masz aktualnie mieszane uczucia, ale nie możesz przeleżeć tutaj całego dnia – Czuję jak siada przy mnie, delikatnie gładząc moje udo. Oddziela nas spory kawałek materiału, a mimo to moje ciało płonie od jego dotyku. To tak frustrujące… – Przygotowałem ci kąpiel. Możesz się zrelaksować.
Kręcę głową onieśmielony, dodając do mojej tarczy drugą poduszkę. To ona nosi na sobie największy zapach Edwarda. Drażni mnie to, jak bardzo ta woń mnie podnieca…
Wiercę się chwilę na łóżku, po czym zirytowany uwalniam się z kołdry, gapiąc się na Edwarda z czymś w rodzaju miny wściekłego kociaka. Zimne powietrze powoduje drżenie moich nagich ramion, jednak przenikliwy wzrok Alfy szybko mnie rozgrzewa. Zapewne wyglądam teraz jak straszydło, we włosach rozczochranych w każdą stronę świata, o zmęczonym wzroku i posiniaczonym, chudym ciele. A mimo to i tak mu się podobam.
– Nie patrz tak na mnie… – Okrywam się, wędrując wzrokiem wszędzie, byleby nasze spojrzenia się nie skrzyżowały.
– Hej – Przysuwa się bliżej, głaszcząc mój policzek. – Nie musisz się wstydzić. Jesteś piękny.
– Robisz to specjalnie – Rumienię się, wpadając wprost w jego ramiona. Chowam twarz w szyi Edwarda, a gdy on zaczyna śmiać się przeuroczo, moje serce szaleje.
– Może trochę – Oddaje uścisk, całując mnie w czubek głowy. – Leć się myć, bo woda stygnie.
Zamykam oczy, czując jak w ramionach Edwarda cały mój stres znika. Jest ciepło, miło. I ładnie pachnie. Aż ma się ochotę zasnąć…
– Nie wstanę samodzielnie. Nie mam siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz