Shay… Jestem pewien, że gdzieś już słyszałem to nazwisko. Wpatruję się w Edwarda, starając się przypomnieć sobie gdzie. I wtedy właśnie doznaję olśnienia. No przecież! Wiedziałem, że gdzieś już widziałem tego mężczyznę.
– Jesteś synem tej aktorki, Poppy Shay, prawda? – pytam, a w odpowiedzi dostaję naprawdę szczery uśmiech.
– Jesteś bardzo spostrzegawczy. Tak, to ja – mówi, najwyraźniej mając nadzieję na dalsze rozwinięcie rozmowy, niestety ciemnowłosa kobieta przerywa mu głośnym chrząknięciem. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać…
– Nie zmieniaj tematu, Edward – karci go. – Jakim to jesteś dumnym synkiem tej kobiety opowiesz później.
Płowowłosy wzdycha głośno i podchodzi do Betty, łapiąc ją za łokieć. Zaczynają szeptać między sobą, ale udaje mi się wyłapać fragmenty ich rozmowy.
– Betty proszę cię… – mruczy cicho i spogląda na mnie wymownie. – Gdybym go nie zabrał ze sobą, to by się go pozbyli.
– No ale przez to możemy mieć teraz problemy! Cała nasza praca poszła na marne…
– Betty, ja nie mogłem go tam zostawić – Patrzy jej w oczy, a kobieta o dziwo kiwa głową w akcie zrozumienia. Natomiast ja praktycznie nic nie rozumiem.
…Jaka praca?
Otwieram usta by zadać im serię pytań, niestety przeszkadza mi w tym głośny świst. Betty uderza Edwarda z otwartej dłoni w głowę, prawiąc mu kolejne kazania. O braku odpowiedzialności i niemyśleniu. Mężczyzna podchodzi do mnie ze zbolałą miną, obejmuje mnie delikatnie ramieniem, a ja nie protestuję.
– Chyba należą ci się wyjaśnienia… – zaczyna, nerwowo drapiąc się po skroni.
– Czekam na to od samego początku – Unoszę lewą brew ku górze.
Edward myśli przez chwilę, marszcząc charakterystycznie nos, po czym zaczyna mówić bardzo dokładnie i powoli.
– …To wszystko zaczęło się, gdy Omegi w niewyjaśnionych okolicznościach zaczęły znikać. Głównie te mające po piętnaście… może szesnaście lat. Cała sytuacja miała miejsce prawie dwa lata temu. Wtedy uprowadzenia gwałtownie się zwiększyły. Wydawało mi się to dziwne, zresztą nie tylko mi. Betty też się zamartwiała, bo dużo jej podopiecznych zniknęło bez śladu… Dlatego też z zaufanymi znajomymi postanowiliśmy zbadać tę sprawę. Policja nic z tym nie robiła, a chociaż zgłoszeń o zaginięciu było coraz więcej, skoro dotyczyło to głównie Omeg, sprawy szybko lądowały jako nieaktualne. Ja, jako ktoś z bogatszych sfer… mam pewne znajomości. Przez rok zdobyłem dość dużą wiedzę na temat tego ośrodka… Tylko osoby bardzo bogate miały szansę wykupić sobie Omegę. I to wcale nie tak, że szło się jak do agencji, by wynająć osobę na jedną noc. Cały proces przywłaszczania trwa dosyć długo i jest wyczerpujący. Po uzyskaniu całkowicie prawa do wybranej Omegi możesz wybrać parę opcji. Albo oddzielasz ciężarną osobę od środowiska, wtedy przenoszą ją do innego lokum. Drugą opcją jest zostawienie jej razem z innymi, czyli całkowicie zignorowanie jej stanu. Po prostu czekasz na dziecko. Podczas ciąży płód jest dokładnie badany, pod różnym kątem. Głównie sprawdzają status. Po porodzie osoba jest zabijana, a dziecko przekazywane Alfie. Niestety, jeśli Omedze urodzi się Omega, zabijają ją razem z dzieckiem. Ale to już chyba wiesz… Naszym zadaniem jest sprawić, by ta okropna organizacja upadła. Postaramy się również, by wszystkie osoby odpowiedzialne za tę okropną spółkę skończyły w więzieniu. Ale niestety jest nas mało, a szef spółki zapewne ma bardzo dobrego adwokata. Czyli nie możemy nic im udowodnić. Nawet jakbyśmy pokazali w sądzie zdjęcia bądź akta wykupienia, sami moglibyśmy dostać zarzuty handlu ludźmi. I tu właśnie pomocny jesteś ty. Skoro jesteś ofiarą, możesz przedstawić sytuację ze swojej perspektywy. Jestem również pewien, że gdy tylko któryś z pracowników cię rozpozna, w końcu pod wpływem presji pęknie i się do wszystkiego przyzna…
Przepełnia mnie szok. Ja… Nie miałem pojęcia o większości z tych rzeczy… Jak oni mogą tak traktować żywe istoty… Do oczu napływają mi nieszczęśliwie łzy. Mogłem skończyć tak samo. A jednak jestem tutaj. Mam szansę czuć się bezpieczny. Są tu osoby, które pomogą mi i innym nieszczęśnikom. Nie chcą nas skrzywdzić.
Czuję gorącą ciesz spływającą po moich policzkach. Łzy ulgi. W końcu nie muszę się bać, że Denis przyjdzie by znów mnie pobić… Edward podchodzi do mnie zdziwiony, ocierając łezki z kącików moich oczu. Ten gest jest bardzo czuły.
– Mogę tu zostać, prawda? – pytam, pociągając nosem.
– Oczywiście… Proszę, nie płacz – Gładzi mnie delikatnie po głowie, a jego spojrzenie łagodnieje.
– To naprawdę urocze, ale nie zapominaj o czymś. – Betty kładzie dłoń na ramieniu mężczyzny. – Co masz zamiar zrobić, gdy młody dostanie rui?
– To się nie stanie – Wcinam się, gdy Edward chce odpowiedzieć. – Nie mam jej. Przynajmniej nie naturalnej… Napychali nas tam tak dużą ilością dziwnych rzeczy, że tylko specjalne leki są w stanie ją u nas wywołać…
Betty i Edward wymieniają między sobą zmartwione spojrzenia. Po chwili ich zmartwienie przeradza się w szok, a ja zaczynam czuć się niezręcznie. Naprawdę powiedziałem coś aż tak dziwnego…?
– To niedobrze. Bardzo niedobrze… – Edward mruczy pod nosem, zastanawiając się nad czymś przez chwilę, po czym znów spogląda na kobietę, a ta uśmiecha się delikatnie. – Pomożesz mu, prawda? Jesteś lekarzem, na pewno coś zdziałasz…
– Oczywiście, że mu pomogę! – oburza się, a okulary zsuwają się z jej nosa. – Opiekuję się Colinem, ten chłopak przy nim to pestka!
– …Chyba masz rację. – Mężczyzna śmieje się pod nosem, rozbawiony.
– No właśnie, chodź. Zbadam cię. – Betty łapie mnie za rękę, ciągnąc w stronę pokoju z którego wyszła.
– Czekaj. – Płowowłosy zatrzymuje ją, wyciągając z kieszeni niewielką kapsułkę. – Zbadajcie tego skład. Nie wiadomo co tam dodali.
– Z pewnością przekażę reszcie. – Kobieta kiwa głową, po czym zabiera mnie do prawdopodobnie swojego gabinetu.
Spodziewałem się zupełnie czegoś innego niż zwykłej skórzanej kanapy i biurka, ale równie dobrze mogłem się domyślić, że w domu będzie to wyglądało zupełnie inaczej niż u zwykłego lekarza. Betty zasiada przy biurku, pisząc coś zawzięcie na kartce.
– Jak masz na imię? – Spogląda na mnie kątem oka, kreśląc coś na papierze.
– Ivo – wzdycham, przyglądając się ścianom pokoju. Pomalowane na łososiowy kolor, ozdobione są małymi pejzażami.
– Rozumiem – odpowiada, notując to.
Po chwili ciszy buczy do mnie pod nosem, że mam się rozebrać do bielizny i usiąść na kanapie, co wykonuję bez zakłopotania. Jeszcze nikt nigdy nie sprawił bym zaczął wstydzić się swojego ciała i wątpię by do tego doszło. Chociaż jestem może odrobinę zbyt chudy… Ale to akurat nie jest ani trochę z mojej winy. To oni karmili nas tymi obrzydliwymi potrawami, a ja wolę głodować niż dostać zatrucia. Ciemnowłosa odkłada kartkę na bok, a kapsułkę wkłada do małego pojemniczka, mówiąc że tym zajmie się później. Przystępuje do badania mnie, najpierw prawiąc mi kazanie o tym, że jestem zbyt kościsty, później wypytując dokładnie o siniaki stworzone przez Denisa, po czym ponownie notując coś namiętnie, zamyka swój notes. Badania szybko się kończą, a ja dostaję świeże ubrania… Edwarda. Wszystko na mnie wisi, nawet podciągnięcie rękawów nic nie daje. Chyba naprawdę muszę przytyć.
– Pobiorę ci jeszcze krew, dobrze? – Szykuje niewielką strzykawkę z małą igłą.
Przytakuję, oddychając spokojnie. Jestem już przyzwyczajony do różnego rodzaju strzykawek, z tą różnicą, że u nich były one ogromne. Naprawdę jestem wdzięczny Betty za wybranie tej najcieńszej igły. Dzięki temu prawie nie czuję zabiegu, a już po chwili jestem wolny. Postanawiam jednak jeszcze chwilę pobyć w jej gabinecie, by dowiedzieć się jeszcze kilku szczegółów. Wykorzystuję okazję, gdy znów marudzi na mężczyznę.
– Edward… Jaki on jest? – pytam, po chwili zdając sobie sprawę jak naprawdę głupio to zabrzmiało.
– Że on? Cóż… to dość… specyficzny człowiek. Wiesz, ogółem może wydawać się miły, ale to denerwujący gnojek, a przynajmniej dla kogoś na tyle starszego jak ja. No ale… Mimo wszystko jest dobrą osobą. Jeszcze nie spotkałam Alfy, która by tak dobrze traktowała inne Omegi. Podczas gdy dla kogoś innego mógłbyś być tylko workiem na spermę… – Kobieta krzywi się, najwyraźniej nie przepada za tym porównaniem – …to dla niego jesteście równi sobie. Jego matka tego nie pochwala, ale to ojciec wychował Edwarda. A jako polityk walczy o równouprawnienia dla Omeg. Dlatego też Edzio został wychowany, by traktować was z należytym szacunkiem. Jeśli spodziewałeś się tutaj traktowania jakbyś był śmieciem, to szybko wybij sobie to z głowy. Zresztą… Wygląda na to, że ten głupek tak szybko tobie nie odpuści… – uśmiecha się tajemniczo.
– Woah… dużo wiesz… – Nie spodziewałem się dostać aż tylu informacji. Ale wiadomość o szanowaniu rozluźniła mnie bardziej. Teraz mogę zaufać mężczyźnie naprawdę.
– Jestem jego kuzynką. Wiem o nim nawet najbardziej kompromitujące rzeczy – chichocze pod nosem, a na mojej twarzy również rozkwita uśmiech.
– Tego typu smaczki zostaw mi na kiedy indziej.
– Masz rację. Jeszcze by się wściekł i w końcu mnie wyrzucił – Wzrusza ramionami, wstając z krzesła.
Kieruje się w stronę wyjścia, a ja podążam za nią. Edward czeka już na nas, opierając się o framugę drzwi wyjściowych. Podchodzi do mnie i wręcza mi czerwoną obrożę. Spoglądam na niego pytająco.
– To tylko w razie czego, Żeby nie ugryzła cię niechciana Alfa, gdy już będziesz miał ruję… – Nerwowo drapie się po karku, a mnie dopada nutka wściekłości.
– Super. Ugryźć mnie nie może, ale zgwałcić śmiało? – prycham urażony. Też mi traktowanie z szacunkiem.
Edward otwiera szerzej oczy ze zdziwienia, po chwili starając się załagodzić sytuację.
– Ivo, nie o to mi cho-
– Jasne, ja już wiem o co ci chodziło. – Uparcie nie patrzę mu w oczy. Marszczę brwi ze zdenerwowania.
Sytuację próbuje naprawić Betty, która obejmuje nas obydwóch, pchając nas do siebie bliżej.
– No już, gołąbeczki. Słuchaj Ivo, Edward jest głupi, ale ma czyste intencje. Jeśli mówi, że nie o to mu chodziło to nie kłamie. – Pomimo tego, że kuzynka go wybroniła, mężczyzna i tak nie wygląda na zadowolonego, zapewne przez wcześniejszą obelgę.
Wzdycham głośno i przyjmuję tę okropną obrożę. Czuję się zażenowany, myśląc jak będę w niej wyglądał.
– Jestem w stanie to kupić… ale za coś dobrego do jedzenia.
– No to powiem Robciowi, żeby coś upichcił! – Betty klaszcze w dłonie, zostawiając nas samych. Przez to robi się coraz bardziej niezręcznie.
– Um, więc… Możesz się tu swobodnie poruszać… Masz wolną rękę, cały dom i ogród są do twojej dyspozycji. Jeśli miałbyś ochotę na coś do jedzenia, to Roberto z pewnością ugotuje to dla ciebie. – Sprawnie zmienia temat. – Sypialnia z błękitną zawieszką jest twoja.
– Edward, a co z moją rodziną? Wiesz, oni chyba myślą, że nie żyję…
– Rodziny wszystkich Omeg zostaną poinformowane o stanie ich dzieci, dopiero gdy zakończymy sprawę z ośrodkiem. Organizacja nie chce by wiadomość o jego istnieniu rozniosły się teraz po świecie, bo wtedy to my również moglibyśmy mieć problemy. Już niedługo Ivo. Wszyscy musicie wytrzymać jeszcze chwilę.
– Rozumiem… – odpowiadam cicho. Na myśl o moich rodzicach, wszystkich braciach i siostrach odczuwam gulę w gardle. A co jeśli już o mnie zapomnieli?
– Nie smuć się, proszę. Obiecuję, że już niedługo spotkasz się ze swoją rodziną…
– W ciągu jednego dnia złożyłeś mi już tyle obietnic… Pytanie, czy będziesz w stanie ich wszystkich dotrzymać? – Patrzę mu wyzywająco w oczy.
Edward odwzajemnia spojrzenie, a na jego twarzy gości filuterny uśmiech.
– Oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz