– Pfff, przestań – prycham na niego, jak rozjuszony, mały kociak, bo Edward z każdą kolejną minutą staje się coraz bardziej bezczelny. Nie żeby mi to przeszkadzało. Ale niech sobie nie myśli.
– A co zrobisz, jeśli cię nie posłucham? – Uśmiecha się łobuzersko.
Pcha mnie w stronę kanapy, nie przejmując się tym, że jest już późny wieczór, a my wciąż jesteśmy w kurtkach, szalikach, czapkach i butach. I świetnie się przy tym bawi, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Zerkam ciągle w stronę pokoju Betty, gdzie wciąż pali się światło, obawiając się gniewu kobiety. Nie było nas cały dzień, a Edward miał od niej dużo… dobra, bardzo dużo nieodebranych połączeń. Raczej się tym nie przejął, widząc w jak dobrym jest teraz humorze. Tym bardziej, że gdyby go to ruszyło to by się teraz chamsko do mnie nie dobierał.
– Ugryzę cię – marudzę, bo jego zimne łapska znów wkradają się pod moją koszulkę.
– Tak? – pyta pewnie. Zsuwa ze mnie kurtkę wraz z szalikiem, rzucając je gdzieś z boku.
– Tak – Zdejmuję mu z głowy moją czapkę, wybuchając cichym śmiechem. – Niezłe afro.
Mężczyzna przewraca oczami, opierając się o framugę. Ściąga buty, po czym przeciąga się i ziewa, odrobinę sennie. Czochra mnie po głowie, wchodząc do toalety obok gabinetu Betty. Nie lubię z niej korzystać. Pająków tam od cholery.
Wieszam w przedpokoju to co Edward wydupił na fotel. Zerkam w lustro z niezadowoleniem oglądając jak naelektryzowane włosy sterczą mi na baczność, jak dobrze przeszkoleni żołnierze. Oj, gdy zdejmę sweter, będzie gorzej. Po chwili czuję zimne dłonie kręciołka na biodrach, więc zerkam na niego nieufnie. Uśmiecha się szeroko, wtulając twarz w moje włosy, całując mnie delikatnie za uchem.
– Na czym to skończyliśmy…?
– Miałem cię ugryźć – Strącam jedną z jego rąk z biodra, bo nienawidzę gdy są lodowate. A na złość zawsze wybiera miejsca, gdzie moja skóra choć odrobinę jest odsłonięta. Wredny.
– Hmm… no tak – Przyciąga mnie znów do siebie, podnosząc odrobinę w górę. Zdziwiony, przyklejam się do niego i oplatam wszystkimi kończynami, bo nie mam zamiaru wyrżnąć na ziemię.
Niesforny Edward wciąż nie przejmuje się niczym, składa delikatnie pocałunki na moim karku, ignorując moje gniewne prychania. Oczywiście ma również gdzieś niepokojącą, wściekłą energię, buchającą z sypialni ciemnowłosej. Kładzie mnie na kanapie, wciąż zajmując się moją szyją. Wzdycham cicho, gdy podwija do góry brzoskwiniowy sweter, wraz z cienkim podkoszulkiem. Mój brzuch owiewa zimne powietrze, natomiast szyję okala gorący oddech płowowłosego. Drżę. Nie lubię tego.
– Przestań, bo mi zimno – żalę się.
– Spokojnie, coś na to poradzimy. – Ponownie ignoruje moje próby ucieczki, odchylając przeszkadzający mu fragment swetra. Ból, który czuję tylko przekonuje mnie w tym, co właśnie wyczynia. Przewracam oczami. Jak tak bardzo chce to niech se robi te malinki, śmiało. Może się zmęczy.
Skoro kręciołek myśli, że taki cwany, to przekonam go, jak bardzo się myli. Odpycham go mocno od siebie, tak że poleciał na oparcie kanapy. Posyła mi odrobinę zdziwione, jednak bardziej rozkojarzone spojrzenie. Zakradam się do niego, by klapnąć sobie na jego kolanka. Biorę się za rozpinanie guzików koszuli mężczyzny, co chwilę zerkając mu wyzywająco w oczy. Zsuwam jego ubranie, odrobinę wstrzymując oddech. Alfy to mają dobrze… Takie ciałko, a dupy z domu nie rusza. Edward nie przejmuje się moim zazdrosnym spojrzeniem. Przyciąga mnie bliżej, gładząc delikatnie skórę moich pleców. Obejmuję jego kark, bawiąc się małymi loczkami bujnej czupryny Alfy.
Mój kręciołek oczywiście jest w zbyt dobrym humorze, by przejmować się konsekwencjami, więc łączy nasze usta w delikatnym pocałunku, prawie natychmiastowo przejmując całkowitą inicjatywę. Oddaję całusa, a gdy okazja jest wręcz idealna, gryzę Edwarda w język. Odsuwa się ode mnie zdziwiony, jednak już chwilę później na jego twarzy rozkwita rozbawiony uśmiech.
– Myślałeś, że żartuję? – wzdycham, bo Alfa ponownie zajął się moją szyją.
– …Powiedzmy, że się tego nie spodziewałem – szepcze mi do ucha, łaskocząc ciepłym oddechem.
– Widzę, że się świetnie bawicie. – Wkurwiony głos Betty sprawia, iż podskakuję wystraszony na kolanach Edwarda. Przyklejam się do niego bardziej, chowając twarz w jego nagiej piersi. Gniew tej kobiety to jedna z niewielu rzeczy, których się boję. Serio.
– Coś się stało? – pyta ją łagodnie, głaszcząc uspokajająco moją głowę. Wygląda na to, że przywykł już do takich sytuacji.
– Tak, stało się! – krzyczy. – Wiesz ile razy do ciebie dzwoniłam?! Rozumiem, że byłeś zajęty, ale mogłeś chociaż napisać!
– Ale-
– Nie denerwuj mnie bardziej, dobra?! – Oburzona, celuje w niego wściekłym spojrzeniem, aż okulary zsuwają jej się z nosa. – Wiesz, że to dla mnie bardzo ważne!
– Przepraszam…
– Jasne – Opuszcza salon, zostawiając za sobą gęstą atmosferę.
Edward wypuszcza mnie ze swoich kolan, sięgając po koszulę z podłogi. Szybko ją zakłada i zerka na mnie z przepraszającą miną.
– Jeśli chcesz, to możesz pójść spać do mnie. Za niedługo przyjdę – Całuje mnie w czoło i markotny idzie udobruchać kuzynkę.
To chyba tyle z miło spędzonego wieczoru…
♪♪♪
Środa. Jeden z moich ulubionych dni. A czemu? Bo wtedy staramy się jeść wspólne posiłki. No, ale nie dzisiaj. Betty i Edward ogarniają sprawy, w które wolę się nie mieszać, bo jednak walka o jej rozwód mnie nie dotyczy. Cóż, jej mąż przestał nas nachodzić, za to wysyłał jej SMS-y z pogróżkami. Wściekłość mojej Alfy chyba na niego zadziałała, dlatego przestał się kręcić po okolicy. A ciemnowłosa zaprzestała prób dostania się do swojego domu.
Wracając.
Dzisiaj gdzieś razem wyszli, jakieś rodzinne spotkanie czy coś. Albo omówienie tego rozwodu z krewnymi, którzy również wiedzieli, jak ten typ ją traktuje. Obiad spędzam dziś u Colina, bo jako jego nieudolny kucharz, znów zagoszczę u niego i zepsuję posiłek. Wolałbym trenować na sobie, niż zatruć chłopaka, no ale się uparł…
Dziwię się, bo drzwi od jego domu są otwarte. Zazwyczaj ma je zamknięte na klucz. Wchodzę do środka, niepewnie rozglądając się po pomieszczeniu. Nigdzie go nie ma. Z kuchni dochodzi głośny trzask, więc pewnie sam podjął się próbom kulinarnych wyzwań. No, przy jego aktualnej tolerancji posiłkowej te wyzwania to wcale nie żart. Spoglądam na podłogę, gdzie panuje okropny bałagan, marszcząc brwi. Unoszę wzrok, mając ochotę go zrypać, ale głos zamiera mi w gardle. Otwieram szerzej oczy ze zdziwienia.
– C-coś ty zrobił?!
Colin zerka na mnie pustym, wymęczonym wzrokiem. Już nie błyszczących, zielonych oczu, tylko matowych, bez życia. Nie ma już żadnego kucyka czy warkocza, które jak na początku naszej znajomości stwierdził, tak bardzo uwielbia nosić. Jego włosy są krótkie. Bardzo krótkie. Trochę na jeża, ale tylko od tyłu. Bo z przodu wciąż ma przydługą, odrobinę w stylu emo, czekoladową grzywkę, która opada mu na oczy, aktualnie spiętą kolorowymi spinkami i wsuwkami.
– …Nigdy nie widziałeś bałaganu?
– Nie o tym mówię!
Chłopak wzrusza ramionami, ignorując moje natarczywe, pytające spojrzenie. Znów coś skrobie przy tym blacie, ale od razu podchodzę do niego, odwracając w swoją stronę. Wciąż nie patrzy mi w oczy, uporczywie wbijając wzrok w podłogę.
– Co to jest? – Łapię jeden z czekoladowych kosmyków. Nie jest puszysty i miły w dotyku. Tylko szorstki. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Myślę, że to moja sprawa, co robię z włosami. – Zaczyna się denerwować. Od rana był jakiś rozdrażniony, wyczułem to nawet w naszej rozmowie telefonicznej.
– Nie, gdy tak bardzo je kochałeś.
– Wkurwiały mnie, dobra?! – burknął, przepychając się by mnie ominąć. – Miałem ich dość. A w szkole już mi tak bardzo nie dokuczają od kiedy się ich pozbyłem.
Czegoś mi nie mówi. Wiem, że nie musi mi się ze wszystkiego spowiadać, ale znów zadręcza samego siebie.
– Przepraszam. – dodaje, już trochę spokojniej. – Od kilku dni źle mi się śpi. Pewnie przez tę okropną, szarą pogodę. A w szkole to już w ogóle porażka, co się ostatnio dzieje.
Przysłuchuję się jego narzekaniu na kilku surowych nauczycieli, na Alfy w jego szkole, na kilka gburowatych Omeg, jednak sprawnie omija trudny dla niego temat. Z Colina czyta się jak z otwartej księgi. Po prostu widać, że coś go gryzie. Ale powinienem uszanować jego prywatność. Są sprawy o których nikt nie może wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz